Czyli jak i dlaczego uczę?
Ile razy siedział_ś w klasie, czując się jak intruz
w świecie języka angielskiego?
Czy wstrzymywał_ś oddech, bo nauczyciel mógł w każdej chwili Cię wywołać? Czy myślał_ś, że inni mówią swobodnie, bo jesteś wadliw_?
Dzisiaj będzie o motywacji, ale nie do nauki, lecz do nauczania angielskiego. Bowiem nie robię tego obecnie ani z przyczyn ekonomicznych, ani dla prestiżu. Moje motywacje do uczenia angielskiego wynikają z moich personalnych doświadczeń, naturalnych umiejętności, oraz… buntu.
Odkrywanie supermocy
Próbowałam różnych rzeczy – tłumaczeń, geografii, sztuki – ale to nauczanie mnie wciągnęło to było pisanie i sztuki wizualne. Wiedziałam tylko, że moją pierwszą umiejętnością jest zdolność przekazywania wiedzy – uwielbiałam to, bo często zmuszało mnie to do myślenia nieszablonowego. Przyznam szczerze, że gdy przychodzi mi do głowy sposób na spojrzenie na sprawę z innej perspektywy, czuję się jak mega bystrzacha.
Magia uczenia
Kolejna moja supermoc to uporczywe zdobywanie wiedzy i chęć podzielenia się tą wiedzą i moimi metodami z innymi. Gdy uczeń dzięki mojej pomocy osiąga swój cel, pokonuje bariery i czuje się w końcu zrozumiany, robi mi to dzień. Jest swoista magia w byciu źródłem wiedzy. Pewnie niejeden rodzic to odczuwa gdy jego dziecko dowiaduje się o świecie właśnie od niego, a ono traktuje go niemal jak jakiegoś półboga. Przynajmniej dopóki trochę nie podrośnie…
Czekam i „czuję cię”
Moją trzecią zdolnością jest tak zwana “cierpliwość”. Nie lubię tego określenia, bo kojarzy się z czekaniem na coś, co powinno było się już wydarzyć, a w tym przypadku nie wydarza się, bo uczeń jest pewnie tępy. Według mnie to jednak nauczycielski profesjonalizm, znajomość procesu i dążenie do celu w takim tempie, w jakim ten proces musi się posuwać. Przecież jeśli klient potrzebuje informacji, udzielamy mu jej i nie mówimy wtedy o sobie, że jesteśmy cierpliwymi pracownikami punktu informacyjnego!
Z tą cechą łączy się moja empatia (która czasem przysparza mi wielu kłopotów). Wzięła się ona przede wszystkim ze zrozumienia problemów uczących się ludzi w różnym wieku. Wielu moich uczniów nosi w sobie szkolne traumy i poczucie, że to oni są problemem. Czują, że mają wbudowany ten kod, który nie pozwala im zwolnić blokady jak w maszynie losującej Lotto. Ale to nieprawda.
Coś, co działa jako tako i daje rezultaty w postaci dobrych ocen u niektórych uczniów, jest uznawane za dobre, a w rzeczywistości może być czystym złem z punktu widzenia pedagogiki, celu nauczania, psychologii ludzkiej czy choćby rozumu i godności człowieka!
Gniewni, ale już nie tacy młodzi
W ten sposób docieramy do mojej drugiej motywacji – buntu. To, co napisałam przed chwilą wywołuje we mnie gniew, a w rezultaci bunt. Bunt zrodzony z poczucia niesprawiedliwości i tego, jak dorośli potrafią być okrutni wobec młodszych ludzi. Ich mindset potrafi być zakotwiczony w starych metodach, które były już mocno przestarzałe w momencie, gdy oni kończyli szkołę podstawową!
Tak, lepsze metody uczenia to nie są wcale nowe koncepcje wyrosłe z traktowania ludzi jak płatki śniegu w epoce wszechobecnego internetu. Mimo to jednak do tej pory można zetknąć się z nauczycielami, których główna motywacja to najprawdopodobniej znęcanie się nad dziećmi – wiem to z relacji swoich uczniów.
Choć byłam prymuską, buntowałam się przeciwko nauczycielom już od przedszkola. W szkole nauczyłam się, jak nie uczyć. Nudne lekcje, dyktowanie notatek i ocenianie na podstawie pamięciówki – to wszystko mnie odpychało. To nie ze mną było coś nie tak. Historia bez kontekstu to jeden wielki bełkot pełen dat i nazwisk. Tak samo jest w nauce języka obcego – słówko bez kontekstu, szczególnie czasownik, nic nie znaczy. Dopiero w otoczeniu samego językowego “mięcha”, osadzone w sytuacji, z którą się możemy utożsamić, słowo staje się ciałem. Dołącza do naszego słownika, choćby i tego biernego.
Bunt mój rozpala szczególnie nauczyciel, który nie próbuje nawet zaciekawić, który jest biernym trybikiem w całym wadliwym systemie i przypomina postać z teledysku zespołu Pink Floyd “We don’t need no education”.
Dziś sam jesteś dziadkiem…
Dziś uczę dorosłych profesjonalistów, którzy chcą przełamać bariery językowe i uczestniczyć w pełni w globalnej kulturze i świecie pracy. Nierzadko byli oni kiedyś dzieciakami, które potrzebowały większego wsparcia i rozbudzenia ciekawości. Na lekcji wracamy do tego dziecka i ściskamy je z empatią mówiąc “błędy są normalne – to element procesu”.
Nauka powinna być bardziej jak gra komputerowa, w której zawsze możesz wrócić do poprzedniego momentu zapisu i spróbować od nowa. To pociąga za sobą głębokie konsekwencje i może nas całkowicie przeobrazić w procesie nauki języka!
A co Was motywuje?

